Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/427

Ta strona została przepisana.
413

Porucznik wyszedł, a za nim pan Wharton i duchowny.
— Teraz, Peytonie — rzekła Fanny — jedziesz istotnie na poszukiwanie brata, nie potrzebuję polecać ci go, gdybyś go na nieszczęście odnalazł.
— Powiedz na szczęście — zawołał — bo postanowiłem sobie, że będzie tańczył na naszem weselu. Och! gdybym mógł zjednać go dla naszej sprawy! to sprawa jego ojczyzny; o ileż ochotniej walczyłbym, mając go przy swoim boku.
— Och! nie mów tego! Straszliwe wzbudzasz wspomnienia.
— Nie będę — odrzekł jej mąż. — Ale teraz muszę cię opuścić. Lecz im prędzej odjadę, Fanny, tem prędzej wrócę.
Zatętniało przed domem i Dunwoodie żegnał się jeszcze z panną młodą i ciotką, gdy służący jego wprowadził jakiegoś oficera do pokoju. Miał on na sobie ubiór adjutanta, i major poznał go odrazu jako należącego do przybocznej straży Washingtona.
— Majorze Dunwoodie — rzekł nowoprzybyły, skłoniwszy się paniom. — Naczelny Wódz polecił mi wręczyć panu ten rozkaz.
Co uskuteczniwszy, pożegnał się natychmiast.
— Doprawdy! — zawołał major — to coś całkiem nieoczekiwanego. Ale rozumiem. Harper otrzymał mój list; czujemy już jego wpływ.
— Czy otrzymałeś jakie wiadomości o Henryku? — wykrzyknęła Fanny, przyskakując do niego.
— Posłuchaj a osądzisz.

„Panie!

Po otrzymaniu niniejszego zbierzesz pan swój szwadron, aby stawić czoło oddziałowi, który nieprzyjaciel wysłał dla osłony swoich furażystów i o dziesiątej jutro zrana stawisz się pan na wzgórzach Crotonu, gdzie znajdziesz oczekujące cię posiłki piechoty.