Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/431

Ta strona została przepisana.
417

poczem wrócił na dawne miejsce i z niezrównaną zimną krwią zabrał się znów do jedzenia.
— Masz pan przed sobą długą i uciążliwą drogę; pójdź lepiej za moim przykładem. Mówiłeś pan, że jesteś głodny, gdyśmy byli w szałasie nad Fishkillem; ale widocznie wędrówka odebrała ci apetyt.
— Myślałem wtedy, że jestem ocalony; ale to co mi powiedziała siostra, napełnia mnie obawą i nie mogę jeść.
— Mniej masz pan powodu do obaw niż kiedykolwiek od chwili, gdyś odrzucił moją radę i chęć odprowadzenia cię w bezpieczne miejsce — odparł kramarz. — Major Dunwoodie nie jest człowiekiem, któryby się śmiał i weselił, kiedy jego przyjacielowi grozi niebezpieczeństwo. Bądź więc pan dobrej myśli i jedz, bo żadna jazda nie zastąpi nam drogi, jeżeli nogi posłużą nam jeszcze przez cztery godziny, a słońce nie wzejdzie wcześniej niż zazwyczaj.
Było tyle pewności siebie w zachowaniu się kramarza, że dodało to otuchy jego towarzyszowi; zresztą raz postanowiwszy zdać się na jego wolę, wziął się do jedzenia i zaspokoił głód w zupełności, jeżeli nie jakościowo, to przynajmniej ilościowo. Gdy skończyli wieczerzę, kramarz puścił się w dalszą drogę.
Henryk szedł za nim ze ślepą ufnością. Przez dwie godziny porali się z trudnościami i niebezpieczeństwy górskich przesmyków, bez wytkniętej drogi i przewodnika prócz księżyca, który wędrował po niebie to świecąc jasno to kryjąc się w chmurach. Wreszcie doszli do miejsca, gdzie pasmo gór zniżało się, przechodząc w nierówne i postrzępione pagórki, i z jałowej nagości rozpadlin wydobyli się na jako tako uprawne pola „neutralnego gruntu“.
Kramarz stał się teraz ostrożniejszym i dawał pilne baczenie, by się nie natknąć na ruchome oddziały amerykańskie. Ze stałemi posterunkami tak był obznajmiony, że z tej strony nie groziło mu niebezpieczeństwo nagłego spotkania. Przemykał się więc wskroś pagórków i dolin, to trzymając się gościńców,