Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/455

Ta strona została przepisana.
441

Na schyłku burzliwego dnia wrześniowego znaczna liczba oficerów zgromadziła się w pobliżu budynku, znajdującego się w samem sercu amerykańskich wojsk, które zajmowały Jerseys. Ubiór, wiek i postawa większości tych wojowników świadczyły, że są to wszystko oficerowie wyższej rangi; znajdował się pomiędzy nimi wszelako jeden, któremu świadczone honory wskazywały, że jest pierwszym wśród pierwszych. Prosty ubiór jego posiadał zwykłe wojskowe odznaki dowództwa. Siedział na pysznym, ciemnokasztanowatej maści rumaku, w otoczeniu świty, złożonej z młodzieńców świetnie przybranych i bacznych na każde jego skinienie. Niejeden kapelusz unosił się z głowy, podczas gdy jego właściciel rozmawiał z tym oficerem, a gdy on sam przemówił, słuchano go z najgłębszem skupieniem i uszanowaniem. Nareszcie generał uchylił kapelusza i skłonił się z powagą wszystkim otaczającym. Po odwzajemnieniu tego ukłonu zgromadzeni rozjechali się, pozostawiając generała jedynie ze służbą i przybocznym adjutantem. Generał zsiadł i odstąpiwszy parę kroków, obejrzał troskliwie konia, poczem rzuciwszy wymowne spojrzenie na adjutanta, wszedł do budynku, a za nim ów oficer.
Znalazłszy się w pokoju, widocznie przygotowanym na jego przyjęcie, usiadł na krześle i czas jakiś pozostał tak zadumany, jak ktoś nawykły do częstego przebywania z własnemi myślami. W trakcie tego milczenia adjutant stał, czekając na rozkazy. Wreszcie generał podniósł oczy i przemówił niskim, spokojnym głosem, który jakby był mu właściwy.
— Czy przybył człowiek, którego chciałem widzieć?
— Oczekuje na wezwanie Waszej Ekscelencji.
— Sam go przyjmę tutaj.
Adjutant skłonił się i wyszedł. W parę minut potem drzwi otwarły się znowu i postać jakaś, wsunąwszy się przez nie bez szelestu, stanęła milcząc w pewnej odległości od generała. Ten nie zauważył