Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/59

Ta strona została przepisana.
55

nieopodal tarasu i jakby zapomniał o celu swoich odwiedzin. Spostrzegłszy jednak owe rzekome punkty, zerwał się żywo i z natężeniem jął patrzeć w stronę wody. Poczem zerknął niespokojnie na Harpera i rzekł z naciskiem.
— Regularni musieli nadejść z dołu.
— Po czem to wnosisz? — zapytał kapitan z żywością. — Dałby Bóg, żeby było prawdą, bo mi ich eskorta potrzebna.
— Te tam dziesięć wielorybich statków nie płynęłoby tak szybko, gdyby nie miały lepszej obsługi niż zwyczajną.
— A może — zawołał pan Wharton przestraszony — może to... może to lądowcy wracają z wyspy.
— Wyglądają na regularnych[1] — rzekł kramarz znacząco.
— Wyglądają! — powtórzył kapitan — przecież nic nie widać prócz jakichś ciemnych punktów.
Harvey nie podjął tej uwagi, lecz rzekł półgłosem, jakby sam do siebie:
— Przyszli przed burzą — siedzieli na wyspie przez te dwa dni — jazda jest na gościńcu — niezadługo będą się bili w pobliżu nas.
Mówiąc to Birch spojrzał z niepokojem na Harpera, ten jednak jakby nie zwracał na to uwagi. Stał milcząc, zapatrzony w krajobraz, napawając się pięknym widokiem. Gdy jednak Birch skończył mówić, Harper zwrócił się do pana domu i rzekł, że ponieważ interesa jego nie pozwalają na dalszą zwłokę, skorzysta z pięknego wieczora, aby jeszcze kilka mil przed nocą ujechać. Pan Wharton wyraził żal z utraty tak miłego gościa, nie nalegał jednak i wnet wydał odpowiednie rozkazy.
Niepokój kramarza wzrastał widocznie, choć napozór nic go nie usprawiedliwiało; patrzał ciągle ku

  1. Regularnymi nazywano wtedy wojska angielskie. (Przyp. tłum.)