Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/61

Ta strona została przepisana.
57

ciężar jakiś spadł z piersi. Whartonowie stali w milczeniu, dumając nad charakterem nieznajomego gościa, wreszcie ojciec zbliżył się do Bircha i rzekł:
— Jestem dotąd twoim dłużnikiem, Harveyu, za tytoń, który mi tak uprzejmie przyniosłeś z miasta.
— Jeżeli nie okaże się tak dobrym jak poprzedni — odparł kramarz, posyłając ostatnie, przeciągłe spojrzenie w kierunku, w którym zniknął Harper — to wina w tem, że go teraz trudno dostać.
— Owszem, smakuje mi bardzo — ponowił tamten — ale zapomniałeś powiedzieć mi jego ceny.
Wyraz twarzy kramarza zmienił się nagle, głęboka troska ustąpiła miejsca zwykłej mu przebiegłości, z jaką odpowiedział:
— Trudno oznaczyć cenę, muszę pozostawić to pańskiemu uznaniu i hojności.
Pan Wharton wyjął z kieszeni rękę, napełnioną portretami Karola Trzeciego, i wyciągnął ją do Bircha, trzymając trzy sztuki w palcach. Oczy Harveya zaświeciły pożądliwością i przeżuwszy w ustach sporą ilość tytoniu, nadstawił dłoń, na którą dolary spadły z melodyjnym dźwiękiem, on jednak nie poprzestając na tem, wypróbował każdą zkolei sztukę o stopień tarasu, aż wreszcie dobywszy dużą skórzaną sakiewkę, schował ją tak zręcznie, że nikt z obecnych nie byłby mógł powiedzieć, jaka część jego osoby posłużyła za kryjówkę tego skarbu.
Załatwiwszy tak pomyślnie najważniejszą sprawę swych handlowych obrotów, kramarz powstał z kamiennej posadzki tarasu i zbliżył się do kapitana, który trzymając obie siostry wpół, prowadził z niemi ożywioną rozmowę.
— Czy pan jedzie dzisiaj, kapitanie Wharton? — zapytał nagle.
— Nie — odrzekł kapitan lakonicznie, wciąż obejmując siostry — czy chciałbyś, panie Birch, bym porzucił tak prędko towarzystwo, którem nigdy już może cieszyć się nie będę?