Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/116

Ta strona została przepisana.

Do kroćset, mociumpanie — zawołał z gniewem — zatkajcież gębę temu tchórzowi, bo nam tu jeszcze swemi krzykami Szwedów na kark sprowadzi. Cichaj, psia jucho!
Kacperek lepiej zrobił, bo skoczył do Maćka i wprost mu ręką zatkał usta.
— Będziesz ty cicho, baranie jakiś! uduszę cię, jak mię widzisz!
Maciek umilkł, ale drżał cały i oglądał się dokoła trwożliwie, a Kazik spędzał szczury z jego toboła, do którego zapach wonny kiełbasy z czosnkiem zwabił mnóstwo tych zwierzątek, wygłodzonych zapewne porządnie. Cała gromada ich łaziła po Maćku i zapewne przez cienkie pluderki tu i owdzie kąsać go poczęła i tym sposobem spowodowała rozpaczliwe krzyki biednego chłopaka. Zrzucił on ze siebie opończę i tobołek, wierzgał nogami, machał rękami, ale już nie krzyczał, tylko pociągał głośno nosem i mruczał płaczliwie:
— O, laboga! laboga! o Jezusieńku mój złoty!...
Wśród tego Kazik i Kacper rozpoczęli walkę ze szczurami, które całemi gromadami rzuciły się na leżący na ziemi tobołek Maćka i wśród szamotań i pisku przeraźliwego gryźć go poczęły. Kacper dzielnie robił szpadą, zdobytą przez Maćka na Szwedzie, kłuł, nadziewał po trzech naraz szczurów; Kazik palił ich pochodnią i nakoniec po rozpaczliwej walce, zasławszy ziemię dokoła drga-