Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/141

Ta strona została przepisana.

Na tę myśl taki go strach ogarnął, żo się zerwał na równe nogi i co tylko sił miał, wrzasnął:
— O, reta, ludzie, reta!
Na ten krzyk, który rozległ się, jak wszystkie głosy w tem podziemiu, donośnie i daleko. Kacper ocknął się, usiadł i zapytał:
— Cichaj! kto tam wrzeszczy? czy to ty, Maćku?
— A ja.
— Co się stało?
— Czy ja wiem? to ty żyjesz, Kacperku?
— A żyję.
— O, laboga, laboga, a tom się przestraszył!
— A pan Rafałowicz i Kazik gdzie są?
— Nie wiem.
— Ano trzeba ich poszukać. Zaraz skrzeszę ognia!
Łatwo mu to przyszło, gdyż powietrze w tem zaciśnionem miejscu było spokojne i gdy pochodnia zajaśniała, ujrzał Kazika i pana Rafałowicza leżących na ziemi nieruchomie.