Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/143

Ta strona została przepisana.

Na szczęście butelka była cała, podano ją panu.Rafałowiczowi i gdy wypił nieco wina, zaraz mu się lepiej zrobiło. Przy pomocy Kacpra i Maćka, który się bardzo żwawo krzątał koło zemdlonych, pan Rafałowicz podniósł się i chwiejąc się wsparty na czekaniku, rozglądał się dokoła.

— Hm — mówił — teraz to dopiero rozumiem, co to się stało. Szwedy nas dostrzegli, a może usłyszeli, bo to w tych lochach głos rozchodzi się daleko, i strzelili do nas. A że sklepienie i ściany w części korytarza, któryśmy przeszli szczęśliwie,