Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/146

Ta strona została przepisana.

„Hiszpan mówi, że w Madrycie
Urodzone dziecię.“

Zdaje się, że więcej nie umiał, bo ciągle powtarzał tę samą zwrotkę o Hiszpanie i Madrycie, a śpiewał głosem tak zabawnym i fałszywym, że wszyscy śmiać się zaczęli i rozweselili i mniej zważali na to, że powietrze było zepsute i że jeżeli tak dłużej potrwa, to się mogą podusić. Ale na szczęście nagle powiał świeższy prąd, pochodnie jaśniej palić się zaczęły i znaleźli się w niewielkiej piwnicy, z której po bliższem jej rozpatrzeniu, przekonali się, że trzy prowadzą gdzieś korytarze. Prąd ów świeżego i tak zbawiennego dla zduszonych piersi czterech wędrowców powietrza, pochodził z maleńkiego, zakratowanego okienka, umieszczonego tuż pod sklepieniom piwnicy i rzucającego słaby, mdły blask światła dziennego.
Pan Rafałowicz zatrzymał się i ciekawie rozglądać się zaczął dokoła. Piwnica była dość wysoka, pusta i wilgotna, jak całe to podziemię, i nie słychać tu było wcale turkotu wozów, który przez cały korytarz towarzyszył prawie nieustannie peregrynantom. Dowodziło to, że znajduje się ona już nie pod ulicą, ale pod jakimś domem. Maciek obejrzał się dokoła i spostrzegłszy trzy wyjścia, zawołał:
— O, laboga, laboga, którędyż my teraz pójdziemy?