Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/147

Ta strona została przepisana.

Pan Rafałowicz nic na to nic odpowiedział, jeno rozwinął papier z prospektem mistrza Ascolego, popatrzał na busolę i rzekł, wskazując ręką na otwór po stronie prawej:
— Tędy pójdziemy. Jesteśmy na rogu Dunaju i Rynku, pewnikiem pod kamienicą pod św. Markiem.
— A skądże jegomość o tem wie? — spytał ciekawie Maciek.
— A wiem z tego prospektu.
— O, rety, rety! jaki też to jegomość mądry!
Na tę naiwną uwagę pan Rafałowicz nic nie odrzekł, tylko zwinąwszy spokojnie papier z planem mistrza Ascolego, ruszył naprzód. Korytarz, którym teraz szli był dość wysoki, ale nadzwyczaj wązki, tak że pan Rafałowicz, który był gruby i miał brzuch, z trudnością się przeciskał. Zapanowało znowu milczenie, ile że powietrze poczynało się w tak wązkiej szyi psuć, a przytem korytarz dość gwałtownie się obniżał, co nie zdawało się zapowiadać nic dobrego. Pan Rafałowicz, widząc to obniżanie, rzekł:
— Tak być musi, bo to podziemie idzie pod murami i piwnicami i fundamentami domów, a głównie kamienicy pod św. Markiem, która, jako wiadomo tym, co stare księgi czytają, jest najdawniejszą w Warszawie. Powiadają nawet ludzie, że owi założyciele naszego grodu, co się