Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/149

Ta strona została przepisana.

— Powiedział co wiedział — ozwał się na to Kacper — a że nie wiele wiedział, więc też nic nie powiedział.
— Cichaj, cebulo! — mruknął Kazik.
Skonfundowany tem Maciek mruknął coś pod nosem i nic już nie gadał, ale pan Rafałowicz, który wysłuchał tego wszystkiego w milczeniu, po krótkim namyśle, rzekł:
— Może on i nie takie głupstwo powiedział, jak się zdaje. Jużcić, jak wiadomo, pod kościołami są groby i krzyżyki owe, tam przez mistrza Ascolego umieszczone, łacnoby się tym sposobem, jako Maciek gada, dały wytłomaczyć, ale coby one znaczyły pod kamienicą św. Marka, tego wyrozumieć nie mogę. Ale obaczymy.
Maciek, usłyszawszy te słowa pana Rafałowicza, zwrócił się do Kazika i rzekł:
— Tyś teraz cebula, a ja chłop mądry i jak się patrzy, a ty cebula!
Kazik w odpowiedzi chciał Maćkowi dać „suję“ pod bok, ale nie było na to czasu, bo nagle pan Rafałowicz stanął i zawołał głosem, w którym czuć było trwogę:
— No... teraz to już amen!
Wszyscy rzucili się naprzód i także zasmucili się bardzo. Korytarz zamykały ogromne drzwi żelazne i tamowały wszelkie przejście.