Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/15

Ta strona została przepisana.

— Czekaj no! — zawołał za odchodzącym Kacperek — musimy się przecie obaczyć. Mam wiele nowin i mam też pewny projekt. Chcę z tobą pogadać…
— A i owszem, ale gdzie i kiedy?
— Otóż to… do ciebie iść nie można, bo tam Szwedów kupa, a to co ci chcę powiedzieć, jest srogi sekret. Ale wiesz co? jak się załatwisz, z temi limonami dla imci pana Landskrony… bodaj się hycel niemi udławił… to przyjdź do pana Rafałowicza. Wiesz gdzie… na ulicy Św. Marcina, w kamienicy Sebastyana, cyrulika…
— Wiem, wiem.
— Ba! nic nie wiesz, bo nie wiesz, gdzie się mieści pan Rafałowicz. Ma on na trzeciem piętrze od tyłu dwie izdebki. Tam trzeba wejść, a we drzwi zastukaj trzy razy, bo inaczej pan Rafałowicz cię nie wpuści. Tam będę czekał na ciebie i do syta się nagadamy, ile że pan Rafałowicz jest sam, i jako człek mądry nie poskąpi nam rady i obroku duchowego. Idź więc, załatw się z owemi limonami i przybywaj. A teraz vale, uszy do góry, Kaziku, bo wszystko będzie dobrze. I powiadam tobie na ucho, jeno dla tego, byś fantazyi nie tracił, że takiego dajfeldreku zadamy tym zamorszczykom, że popamiętają przez wieki mazurską łapę. No, bądź zdrów! czekam cię u pana Rafałowicza.