Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/161

Ta strona została przepisana.

potem wykopiemy w ziemi dół i pochowamy uczciwie te kości. Nie w poświęcanej ziemi będą one spoczywały, ale to już nie nasza wina i nic na to nie poradzimy. Bierzmy się więc do roboty, a Pan Jezus wynagrodzi nas kiedyś za ten dobry uczynek.
Chłopcy, nawet Maciek, którego słowa pana Rafałowicza z powagą wygłoszone, rozrzewniły głęboko, tak że wzdychał i nosem głośno pociągał, rzucili się żwawo do odrywania we wskazanem miejscu płyt kamiennych. Łatwo to przyszło, bo płyty ledwie się trzymały i pod niemi ukazała się ziemia miękka i wilgotna, w której bardzo prędko wykopano odpowiedni dół i w nim kości nieszczęśliwego więźnia złożono, nawet nogę, którą z łatwością z obręczy łańcucha wyjęto. Szczątki te przysypano napowrót ziemią, ubito ją jak można było najlepiej i płytami kamiennemi przykryto. Gdy to ukończono, pan Rafałowicz, a za nimi czterej jego kompani, uklękli na tym grobowcu i pacierz za duszę nieboszczyka odmówili.
Powstawszy, pan Rafałowicz rzekł:
— A teraz, Kazik, wyryj ty nad tym biednym grobem na murze krzyż duży. Drągiem żelaznym na tych zemszałych cegłach będziesz mógł tego dokonać. Niech kiedyś, jeżeli znów któś ze ży-