Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/188

Ta strona została skorygowana.

tu wziął i żali jesteś naprawdę Rafałowicz... Mikołaj Rafałowicz, ten co to u cyrulika Sobastyana na komornem mieszka?
— Ten sam.
— Skądeś się tu wziął? i czemu to z zuchami chadzasz?
— Wszystko to waćpanu powiem, jeno się do ciebie dostanę.
— A niech cię Bóg broni! jeszcze czego? gardłobym stracił, a ja jestem wierny sługa Najjaśniejszego Króla Karola Gustawa, a od ciebie pachnie jakoś zdradą. Kat wie, czyś ty Rafałowicz, może tylko jakie spektrum, które przybrało na się posturę pana Rafałowicza, bo i to bywa na świecie, a po tych lochach to mary ciągiem chadzają.
Pan Rafałowicz odwrócił się do stojących wciąż w milczeniu chłopców i rzekł:
— Zgłupiał człowiek z kretesem. To jest jespan Żórawski, burgrabia zamkowy i widno Szwedy go za coś do karceresu osadzili i w łańcuszki zakuli. W tem nieszczęściu stary zgłupiał i stchórzył. Zapalcie no pochodnie, niech nam się przypatrzy, to się przekona, że my nie żadne, mociumpanie, spektra, ale katolicy o krwi i kościach.
Zapalono więc pochodnie i pan Rafałowicz znowu chciał się zbliżyć do szpary w deskach, gdy Żórawski głosem grobowym zapytał: