Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/191

Ta strona została skorygowana.

berg zakuł w łańcuszki, ot i co zrobili z mądrego człeka.
— Hm, proszę jegomości. — ozwał się na to Kacper — on mi się nie wydaje taki głupi. Wszak sam powiedział, że dzielny mąż sam łamie przeszkody. To znaczy, że niema nic przeciw temu, żebyśmy się do niego dostali, jeno bez jego pomocy. On się boi i tchórzem jest podszyty.
— To pewna. Męczyły go widno te Szwedy i zamęczyły. Niema innej rady, tylko trzeba wyłamać to deski, bo i wyjścia stąd innego niema. Ale zastanówmy się, jak to uczynić, boć wielkiego hałasu nie można robić.
— O, laboga, laboga! — jęknął nagle Maciek — moja matuś, matuś moja, także siedzi w tym karceresie? O, rety, rety!
— A kto tam tak płacze za matką? — spytał nagle Żórawski.
— Uwięzili tu w Zamku starą kramarkę Madejową, co miała budę podle ratusza,
— A wiem, wiem... mówił mi o tem Frytjof... takie psie imiona mają te Szwedy... ale ja jestem wierny sługa najjaśniej...
— Jegomość! jegomość! — przerwał nagle Maciek, rzucając się ku deskom — to jegomość wie o mojej matusi?
— O Madejowej, kramarce?
— Tak.