Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/196

Ta strona została przepisana.

— Biorę waszmościów na świadków, że ja się tych łańcuszków nie tknąłem, bo ja jestem wierny sługa Najjaśniejszego Karola Gustawa.
Poczem przypatrując się robocie Kazika, dodał:
— Ale toś ty, smyku jakiś, widzę bardzo zręczny jesteś. Tybyś może i te drzwi żelazne, co tam oto są, także otworzył?
— Pewnikiem, że otworzę! — odpowiedział Kazik.
— Toś ty chwat!
— A gdzie to te drzwi prowadzą? — spytał pan Rafałowicz.
— Ciekawość pierwszy stopień do piekła — odrzekł na to pan Żórawski — i ja nic nie powiem, bom jest wierny sługa Króla Imci Karola...
— Tośmy już nieraz słyszeli i mógłbyś waćpan, mociumpanie, dać pokój tej wierności.
— A nie mogę! nie mogę. Kiedy Jaśnie Wielmożny pan gubernator, jenerał Wittenberg bywało, zejdzie do mnie ze swej sypialni, z której drzwiami ukrytemi można dostać się na te schody, co tam są za temi drzwiami żelaznemi i pyta po szwabsku: no, Herr Zuraki, bo te Szwedy tak przekręcają nasze poczciwe, szlacheckie nazwiska, powiesz gdzie ten loch prowadzi, co tam jest za temi drzwiami żelaznemi? to ja, choć wiem, że loszkiem tym można wyjść nad Wisłę, gadałem, że nic nie wiem Jaśnie Wielmożny jenerale, skądżebym ja to mógł wiedzieć, prawda?