Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/235

Ta strona została przepisana.

— Różne postacie na siebie mary przybierają — mówił grobowym głosem pan Żórawski — kto wie, ażali postury Maćka, Dratewką zwanego, także jaki duch nie przybrał na się.
— O rety! rety! jaki też to jegomość jest śmieszny! Gdzieby zaś duchy moją posturę przybierać mogły. Jam jest Maciek, com chodził tam na górę po klucze od lochów i oto te klucze mam. O, laboga, laboga!
To mówiąc, począł dzwonić kluczami i pokazywać je panu Żurawskiemu. Widok ten opamiętał starego burgrabiego, bo zbliżył się i oglądając bacznie Maćka od stóp do głów, spytał:
— Żali w rzeczy samej jesteś Maćkiem, nie marą, wiodącą ludzi na pokuszenie?
— O, rety! rety! a też to jegomość wydziwia! Jużcić że jestem Maciek i nikogo na pokuszenie nie wiodę.
— I masz klucze?
— A mam!
— Pokaż!
Tedy Maciek wręczył mu klucze, które on bacznie oglądał i gadał raczej do siebie, niż do Maćka:
— Ten jest od lochu pod wieżą, gdzie są tortury; ten od loszku małego, gdzie siedzi dwóch łyczków warszawskich; ten, gdzie wsadzono Madejową, kramarkę!..