Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/239

Ta strona została skorygowana.

— A przyszedłem, żeby was uwolnić!
— Jak? jakim sposobem? Szwedy cię puściły?
— Ej, gdzie tam Szwedy! sam przyszedłem przez lochy z panem Rafałowiczem.
— Z panem Rafałowiczem? co ty mi tu pleciesz? a gdzie pan Rafałowicz?
I spostrzegając pana Żórawskiego, spytała:
— A to co za jegomość?
— Moja jejmość — uznał za stosowne wtrącić się pan Żórawski — teraz nie czas pytać się kto zacz i jakim sposobem ten chłopak się tu dostał. Dość, gdy się asani dowiesz, żeśmy przyszli cię uwolnić. Zabieraj tedy swe manatki i ruszaj za nami, bo czas jest drogi.
— Jakie manatki? ja żadnych manatków nie mam!
— Moja matuś — nalegał Maciek — uciekajmy, bo nas Szwedy mogą zdybać.
Rada ta wydała się Madejowej dobrą, bo rzekła:
— Ano chodźmy, kiedy tak.
Ruszono więc z piwnicy, a pan Żórawski zaraz drzwi na klucz zamknął. Maciejowa ciężko szła, głową kiwała niedowierzająco i mówiła:
— Cud czy sen? Może mi się to śni wszystko?
— Bywa i to czasem — ozwał się na to pan Żórawski — ile, że po tych lochach różne mary