Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/24

Ta strona została skorygowana.

I jak gdyby przypomniał sobie całą grozę swego położenia, pociągnął gwałtownie nosem, oczkami zaczął rozpaczliwie mrugać i po dawnemu zawodzić:
— O laboga! laboga!
— Cicho byś był do paralusza! — zawołał gniewnie Kazik — co twoje babskie lamenty pomogą! jeszcze przyjdzie ront szwedzki i zabierze cię do kordegardy i tam cię oćwiczą srodze.
Maciuś spojrzał wystraszony na Kazika, obejrzał się dokoła trwożliwie, czy w rzeczy samej rontu gdzie w pobliżu niema i odrazu ucichł.
— Gadajże mi teraz — mówił dalej Kazik — co się z twoją matką stało?
— Wzięli ją.
— To wiem, ale dokąd ją wzięli?
— Do zamku.
— Do zamku? o! to źle!… to bardzo źle! — szeptał Kazik na pół do siebie na pół do Maćka — tam jest gubernatorem pan Gildesterna, człek srogi. No i cóż ty myślisz robić?
— A nic.
— Cebula jesteś i koniec! Czego tu stoisz? to wszystko teraz nic nie warte. Wiesz co? chodź ze mną!
Maciek obejrzał się wolno na szczątki kramiku, podrapał po szczecinowatej głowie i jak gdyby widok tej ruiny obudził w nim poprzedni