Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/242

Ta strona została skorygowana.

— Cichaj, cebulo!
— Owóż tedy — ciągnął dalej pan Rafałowicz — jeżeli dostaniesz się do króla Jegomości, a staraj się koniecznie dostać, to powiesz mu, że z mego domku, za bramą Nowomiejską, kole Gdańskiej piwnicy, jest podziemne przejście...
— A kiedy zawalone! — zawołał Maciek.
Kazik nie wytrzymał, ale syknąwszy swe „cichaj cebulo,“ dał potężnego kułaka Maćkowi.
— Nie bij! — ten zawołał — com ci winien?
— Niestety! — mówił dalej pan Rafałowicz — podziemiem tem nie można się już dostać do zamku, ale powiesz królowi Jegomości, że zawżdy dotrzeć będzie można pod basztę przy ulicy Dunaju, a i to coś znaczy! My wszyscy czekać będziemy na naszych w moim domku.
— A jakże się jegomość tam dostanie?
— Pójdziemy nad Wisłą i przez Mostową ulicę, jeszcze przed świtaniem będziemy u siebie. A zatem, mociumdzieju, w drogę, bo teraz noc krótka i na wschodzie jeno patrzeć świtu. Prowadź że nas, mości Żórawski!
Pan Żórawski w milczeniu otworzył drzwi i ruszył na schody, nie oglądając się na nikogo. Maciejowa, wzdychając ciężko i narzekając, że ją nogi i krzyż boli, przy pomocy, syna, który troskliwie jej pilnował, poszła za innymi.