Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/250

Ta strona została skorygowana.

— A! pan Ginter? znam waćpana — mówił Andrzej — trzeba mi było odrazu powiedzieć, że to waćpan jedziesz i już byśmy płynęli.
A pan Żórawski mówił do Kazika:
— Weź od Maćka szwedzką szpadę i jeżeli ten łyczek (tu wskazał palcem na Andrzeja) będzie chciał zdradzić, to pchaj mu ten rożen w samo serce!
Andrzej, wysłuchawszy tego i widząc szpadę w rękach Kazika, zawołał:
— Ale tu nikt o zdradzie nie myśli i co tu może być za zdrada. Co też wielmożny pan gadają.
— No! no! — groził pan Żórawski — już kiedyś ty, łyku jakiś zatracony, w tak ważnej sprawie — myślał jeno o pieniądzach, to ja ciebie mam za ostatniego łyka i za hetkę pętelkę. I czegóż stoisz i ślepie wybałuszasz na mnie? Mgły się oto rozchodzą...
Spojrzał na białe mgły, które się kłębiły, rozpływały, skupiały w fantastycznych kształtach ponad Wisłą i całkiem zakrywały brzeg przeciwny i Pragę na nim, umilkł i mówił do siebie:
— Hm! otóż wszystkie mary zamkowe wypełzły teraz na świat Boży, by harce przed wejściem słońca, wśród mroków świtu, wyprawiać. Osobliwości! osobliwości! I któż mi teraz zaręczy, że i ten człowiek (tu wskazał palcem na An-