Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/255

Ta strona została przepisana.

kiem się rozbiło. Obraz Matki Boskiej, zawieszony na ścianie, spadł z łoskotem.
Na ten trzask i huk wszyscy się zerwali na równo nogi, przerażeni mocno, prócz jednego Maćka, który nakrywszy się na głowę opończą, spał po dawnemu.
Pan Rafałowicz, zerwawszy się ze stołu, na którym leżał, posłuchał przez chwilę straszliwego huku i zawołał:
— To pan Czarniecki szturmuje do bram Nowomiejskich. Co tu czynić? Kazika jakoś nie widać.
Kacperek, który obudziwszy się, siedział pod ścianą i przecierał oczy, otrzepując się z tynku, który go całkiem zasypał, podniósł się i chciał coś rzec, gdy nagle ze straszliwym łoskotem ogromna kula żelazna wpadła na dziedziniec kamieniczki i odbijając się o bruk, uwięzła w ścianie naprzeciwko. Cały dom się zatrząsł, wszystkie szybki z okien wyleciały, a zaraz też rozległ się krzyk Maćka:
— O, laboga, laboga! zabijają! matuś, wstawajcie! Rety, rety, o ludzie rety!
A pan Żórawski już stał na środku izby i przypasując miecz, co go był zabrał zabitemu Frytjofowi, mruczał:
— Niby to tak, że strzelają, ale żali człowiek może być pewnym, że to wszystko nie jest oma-