Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/256

Ta strona została skorygowana.

mienie? Wiadomo, że dyabły gdy chcą, to takie harce wyprawiają, że aż człek może ogłuchnąć. Ale na szatana najlepszem lekarstwem jest znak krzyża świętego.
To rzekłszy, podniósł wolno rękę i żegnając się, mówił:
— W Imię Ojca i Syna i Ducha świętego, zgiń, przepadnij maro!
Kacperek tymczasem otrząsł się z tynku, przeżegnał się także i zbliżywszy się do pana Rafałowicza, rzekł:
— Pójdę ja obaczyć, co się tam dzieje.
— Jakto pójdziesz? dokąd pójdziesz?
— Wyjrzę na ulicę, a może naszych zobaczę, to im powiem...
— Gdzie ty tam naszych zobaczysz! z armat biją, to są jeszcze daleko.
— Nie widzi mi się, bo przecież słychać głosy ludzkie.
Pan Rafałowicz nadstawił uszów i w rzeczy samej, wrzawa tysiąca głosów ludzkich wyraźnie słyszeć się dawała. Pomyślał tedy chwilkę i rzekł:
— Ano, idź obacz. Tylko strzeż się, by cię nie zabili.
— Ha, cóż! — odrzekł Kacperek, nadziewając czapkę — jak zabiją, trudno. Raz kozie śmierć!
To powiedziawszy, przeżegnał się i wybiegł z izby. Po jego wyjściu pan Rafałowicz zajął