Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/267

Ta strona została skorygowana.

— Jam nie żołnierz i nie znam się na rzemiośle wojskowem, ale widzi mi się, że wyrąbywanie tych drzwi złe mieć będzie skutki.
— A to czemu, proszę ja kogo?
— Dla tego, że rąbiąc, będzie wielki hałas, co zwróci uwagę Szwedów i dość będzie, by tam postawili dwóch ludzi, którzy nam przeszkodzą dostania się do wnętrza baszty.
— Proszę ja kogo... jać to wiem, że jest źle, ale cóż innego czynić?
— Gdyby to można jednem silnem pchnięciem wywalić te drzwi odrazu!
— Silnem pchnięciem, a któż tego dokaże? proszę ja kogo! Czy to możliwe, ażeby drzwi, jako widzę, dębowe i okute żelazem, można było wysadzić? Któż jest tak silny?
Nagle Maciek, który przysłuchiwał się tej rozmowie, rzekł:
— O, laboga, laboga, wielka mi rzecz takie stare próchno wysadzić! O, rety! rety! jest też nad czem bańdurzyć. Niech no mi pan jenerał da do pomocy jednego silnego żołnierza, a jak we dwóch podważymy plecami to próchno, tak odrazu wyleci.
Pan oberstlejtnant spojrzał na Maćka i spytał:
— Proszę ja kogo, zrobisz to?
— A zrobię. Sam bym to zrobił, ale we dwóch