Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/58

Ta strona została przepisana.

chłopcach wrażenie. Uklękli pokornie i położyli po dwa palce na krucyfiksie.
— A teraz — ciągnął dalej pan Rafałowicz — powtarzajcie za mną słowa przysięgi.
I przeżegnawszy się jeszcze raz, mówił:
— Przysięgamy Panu Bogu Wszechmogącemu, w Trójcy Świętej Jedynemu, że tego, o czem się tu z tych papierów dowiemy, nikomu nie wyjawimy, choćby nas brano na męki, chyba że tego wymagać będzie bezpieczeństwo Rzeczypospolitej i miasta, tak nam Boże dopomóż i Ty, Przenajświętsza Matko Jego. Amen.
Postawił krucyfiks obok siebie na stole i rzekł surowo:
— Powstańcie! przysięgliście a wiecie, jak Pan Bóg surowo karze krzywoprzysiężców. Teraz zbliżcie się tu do mnie i słuchajcie pilnie.
Obaj chłopcy ogromnie zaciekawieni, przysunęli swe zydle do krzesła pana Rafałowicza, a on półgłosem opowiadał co następuje:
— Lat temu będzie akuratnie na św. Michał, dwadzieścia, gdy w mieście naszem zmarł Włoch pewien, nazwiskiem Silvio Ascoli, architekt, człek uczony i mistrz nad mistrze. Przybył on tu, jeszcze za nieboszczyka króla Zygmunta III-go, jako to wtedy do przebudowy Zamku różnych mistrzów włoskich król jegomość sprowadzał. Włochowi dobrze się u nas wiodło, budował z innymi Za-