Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/59

Ta strona została przepisana.

mek, wymurował też wiele kamienic w mieście naszem bogatym mieszczanom, jako to panu Walterowi w Rynku, rajcy miejskiemu, pani Katerlinej, panu Dzianotowi, ławnikowi i innym, których tu wymienić trudno. Były wtedy, mociumpanie, inne czasy, mieszczanie się mieli dobrze, pieniędzy było dostatek, król zamieszkał w Warszawie i sam będąc wielkim miłośnikiem budownictwa, zachęcał i wspierał nawet groszem z własnej szkatuły wielu, by się jeno budowali. Miasto całe inną postawę przybrało i było piękne, a wszystko było murowane. Dawne to czasy i wy tego nie pamiętacie, ale ja pamiętam, bom już stary, bardzo stary.
Tu pan Rafałowicz westchnął, poprawił się na krześle i tak dalej mówił:
— Otóż tedy, Włoch ten, Silvio Ascoli, zebrał sobie trochę grosza, ile że był oszczędny i pracowity, a człek uczciwy z kościami, i wybudował sobie kamieniczkę niewielką, ale bardzo piękną, tuż przy bramach Nowomiejskieh, ale już extra muros, na gruntach wójtowskich, by mieć gdzie spocząć, jak sam gadał, na stare lata. Znałem go dobrze, ile że był uczony i w księgach się kochał wielce. Miał piękną bibliotekę i nieraz całemi dniami i nocami przesiadywał nad owemi księgami swojemi. Pod starość z nikim nie żył, unikał ludzi, samotnik się zrobił wielki, jeno mnie