Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/68

Ta strona została przepisana.

— Zaraz ci to powiem. Ale też chrapie ten wasz kompanion, niech go kaczki zdepczą!
— To jest chłop głupi ale poczciwy — ozwie się na to Kacperek.
— Mój chłopcze — rzecze pan Rafałowicz — już ja wolę mieć do czynienia ze złymi, byle byli mądrzy, jak z uczciwymi głupcami.
— Ale cóż ów klucz? — wtrącił Kazik z niecierpliwością, bo paliła go gorączka dowiedzenia się o owych tajemnicach.
— Zaraz, w gorącej wodzie jesteś kąpany — odpowie pan Rafałowicz — wszystkiego się dowiemy, byle powoli. Mamy czas, nie nas nie nagli, a w taką nocną godzinę, gdy wszyscy śpią, najlepiej jest mówić o tajemnicach.
Przysunął sobie resztę zimnej polewki, wypił ,ją i tak mówił:
— To jest taki ten klucz. Dajmy na to, że ty Kacperku jedziesz do Krakowa, a ja zostaję w Warszawie i że mamy sobie nawzajem ważnych udzielać wiadomości o Szwedach. Ale Szwedzi nas podejrzywają, mają na oku i mogą przejmować nasze pisma i je odczytywać. Żeby temu zapobiedz, a rzecz samą do skutku doprowadzić, umawiamy się, że ja i ty będziemy mieli jedną książkę, niech będzie np. „Żywot poczciwego człowieka“ pana Mikołaja Reya z Nagłowic, któ-