Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/89

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ VIII
W którym Maciek opowiada, jak zakłuł szpadą Szweda.

Nazajutrz rano przez bramę Nowomiejską wysunął się poza mury pan Rafałowicz, a z nim dwóch młodych mularzy, ubranych w nędzne płócienne kubraki, powalane wapnem i gliną, w fartuchach, dźwigając w tobołkach na plecach niby wapno i glinę, a w rękach dzierżąc kielnie i drągi żelazne. Sam pan Rafałowicz w kitajkowym żupanie, z czekanikiem w ręku, niósł także tobołek i w bramie poszedł do komendanta, by mu się zameldować. Komendant wyjrzał ze swej izby przez okienko i ujrzawszy dwóch chłopaków, krzyknął:
— Puścić!
Otworzono więc bramę i wypuszczono ich na zewnątrz przez mały mostek na rowie, bo duży most był zwiedziony. Znalazłszy się za murami szli w milczeniu, aż dopiero gdy się dostali do