Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/93

Ta strona została przepisana.

— Skądże się tam Szwed wziął?
— Kat go ta wie!
— Cóż to za Szwed?
— Rajtar pono, czy tam jak. Oj, rety, rety! jakiem się zmachał!
— Ale gadajno po ludzku, bo to ważna sprawa. Szwed zabity w mieście... będzie śledztwo, wrzawa...
— A nie w mieście, jeno za murem — odparł Maciek.
— Za murem? — skądże Szwed wziął się za murem, kiedy bramy zamknięte?
— A bom go zrzucił! oj, laboga, laboga! napiłbym się czego, bo mi w gardle zaschło.
— Skądeś go zrzucił? z muru?
— Nie, jeno z tej dziury.
— A cóż to, ta dziura jest tak wysoko?
— Będzie z dziesięć łokci, to hycel jak spadł na łeb, tak se ta coś popsował we wnętrzu i leżał jak baran. Hi! hi! hi!
— Ale skądże on się wziął przy dziurze?
— Czy ja wiem? przyszedł hycel, jakiem ja się chciał wydostać i gada coś do mnie po swojemu, a ja go bęc w pysk...
— Jakto w gębę mu dałeś?
— Nie w gębę, jeno w pysk — oj, reta, re...
— I cóż? gadajże, mociumpanie, o tym Szwedzie!
— Przecie gadam.