Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/94

Ta strona została przepisana.

— Więc jakże? dałeś mu w gębę i co potem?
— Ano dałem mu nie w gębę, jeno w pysk. Bęc raz z prawej, bęc na odlew (przytem Maciek pokazywał jak Szweda bił), a on buch na ziemię! Oj, laboga, laboga...
— Gadajno dalej, później będziesz labidził.
— Kiej mi się pić chce. Jeszcze omdleję z wielkiego żaru.
— Dajcie mu co pić, bo nie dowiemy się od niego niczego.
Więc Kazik skoczył do studni, co była na podwórku, przyniósł trochę wody w dzbanku i powiada:
— Naści, napij się, ale gadaj porządnie i jak się patrzy, bo jak mię widzisz, ja ci tak samo sprawię, jak ty Szwedowi.
— A nie sprawisz.
— Zobaczysz.
— Nie sprawisz, bo tu dziury nijakiej niema. Hi! hi! hi!
Śmiał się i pił wodę jak gąbka, a musiał być bardzo spragniony, skoro nieomal połowę dużego dzbanka wychylił.
— No, teraz, skoroś się napił, opowiadaj, co się stało ze Szwedem jak upadł na ziemię.
— Hi! hi! hi! wziąłem hycla za łeb, wsadziłem w dziurę i wyrzuciłem za mur. Hi! hi! hi! cienki był, jak dratwa do niewieścich trzewików...