Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/95

Ta strona została przepisana.

— I cóż?
— A nic, upadł i coś tam w nim we wnętrzu, niby w brzuchu, trzasło, bo leżał jak kłoda a z gęby posoka mu leciała. Hi! hi! hi!

— Toś ty się za nim spuścił? A tobie nic się nie stało?

— Albo mi to pierwszyzna? O, laboga, laboga, żebym ja miał tyle talarów ile razy z Frankiem i Markiem nocką tamtędy wymykaliśmy się na piwo wareckie do gospody pana...
— Dobrze już, dobrze... wiemy o tem piwie... ale jakże z takiej wysokości wyście schodzili, skoro Szwed się zabił?
Nie zabił się, dyszał jeszcze, alem go zakłuł.
I znów począł pokazywać jak kłuł Szweda.
— Opowiedz no... bo to musi być inaczej, jakże wy spuszczacie się z takiej wysokości?
— A, bo my nogami przez dziurę przełazimy i potem skik! i jesteśmy na ziemi! Hi! hi! hi!