Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/99

Ta strona została przepisana.

— Cichaj, capie zatracony, bo cię tu ubijemy! — syknął Kacper.
— Wstawaj! do roboty! cóż to spać będziesz, kiedy my pracujemy. Dalej, marsz! — wołał Kazik.
Maciek szarpnął się i wyrwał nieszczęśliwą czuprynę z rąk Kacpra, nie bez zostawienia w jego rękach garści swych rudych włosów, wstał, wyprostował się i mruknął:
— Nie bij!
— To nie śpij.
— Zmroczyło mię, bom się zmachał.
— Do roboty, chłopcy, do roboty! — wołał pan Rafałowicz, podważając sam cegłę.
Gdy się nakoniec we czterech wzięli, w kilka chwil cegła wypadła, ale nie do izby, jeno do środka i słychać było jak się toczyła gdzieś na dół z głuchym łoskotem. Przed chłopcami ukazał się otwór czarny, z którego wiało chłodne powietrze.
A właśnie na wieży Świętojańskiej dzwoniono na południe.