kotny ksiądz Rogoziński — macie słuszność. Głupstwo się rzekło, wyznaję i „mea culpa!“
Kiedym na przystani, w Jarosławiu zapytał dorożkarza, czy wie, gdzie mieszka arcybiskup Feliński, spojrzał na mnie wielce tem pytaniem zdziwiony.
— Zaśbym nie wiedział, gdzie mieszka „polski episkop“ odpowiedział uchylając czapkę — toć najmniejszem dzieciom u nas ten adres jest wiadomy.
Rzeczywiście, arcypasterz Feliński podczas swego wygnania w Jarosławiu zdobył sobie cześć i miłość ogólną.
Wśród sfer zamożnych bywał doradzcą, albo rozjemcą w poróżnieniach rodzinnych, dla ubogich był opiekunem — stałym i niezmordowanym pocieszycielem.
Miejscowi notable świeccy i duchowni zazdrościli mu tej moralnej nad umysłami przewagi. Więc do władz „donosy“ szły jeden za drugim... Lecz gdy się okazało, że w działalności arcypasterza niema ani krzty polityki, lecz ta działalność jest czysto filantropijną, — pozostawiono go w spokoju.
Kiedy służący kartkę, na której skreśliłem swoje nazwisko, zaniósł w głąb mieszkania, zaraz