Tylko raz komisarz cyrkułu wykrzyknął zadowolony w moim pokoju, wyciągając z za pieca plikę jakichś sznurkiem owiązanych papierów.
Zrobiło się mnie gorąco...
A nuż ktoś u mnie, bez mojej wiedzy, pozbył się niebezpiecznego ciężaru?... Wszak tylu i rozmaitych nieznanych bywało u mnie interesantów....
Wprędce jednak przy oględzinach wyjaśnia się, że to jest tylko zwój „Komunałów“ obrzydliwego piśmidła, które wywoływało oburzenie w całym kraju.
Z czasem stałe tygodniowe zebrania w naszych kółkach z konieczności ustać musiały.
Schodziliśmy się tu i owdzie w małych grupach dla narad w razie potrzeby.
Z każdym dniem ubywał ktoś z naszego grona... Ten i ów byli wzięci do cytadeli, albo na Pawiak.... ten i ów zostali internowani do Rosyi.
Ja sam, jako rzekomy redaktor „Strażnicy“, na wygnaniu przez pewien czas przebywałem w Riazaniu[1].
A gdym powrócił — Warszawa stała na wulkanie...
Żar tlał we wnętrzu — jeszcze, ale już czuć było, że lada chwila otworzy się krater i pożoga
- ↑ patrz „Ciernistym Szlakiem”. P. W.