Zaczyna od ciśnięcia gromów na „szlachecczyznę“, pod której „okrutnym uciskiem tyle milionów ludu przez tyle wieków jęczało“... piorunuje na „klasy uprzywilejowane“, które w straszliwy sposób wyzyskują klasy pracujące... A dalej mówi: ci uciśnieni, ci wyzyskiwani, do nas wyciągają ręce, od nas spodziewają się ratunku i wybawienia i szczęścia. I słusznie. „My nie spiskowcy z trzeciego dziesiątka lat, my nie bojownicy z 63 roku, my jesteśmy członkami jednej, wielkiej narodowości, nieszczęśliwszej niż Polska, my jesteśmy członkami narodu proletaryuszów... Ani Polsce: „niech żyje!“ ani „pereat“ żadnemu narodowi nie wołamy... My znamy jeden tylko wspólny okrzyk: „proletaryusze całego świata niech żyją!“
Mówca jest prześlicznym brunetem o purpurowych ustach, a przytem wytwornym elegancikiem. Modulacyę głosu ma bardzo miłą i dźwięczną, lecz chłodną. Przybiera pozy malownicze, gestykuluje umiarkowanie i właściwie.
Widocznie oczarował pewną część audytoryum, a że nietylko jest szlachcicem, lecz w dodatku hrabią, gdy skończył odezwały się głosy:
— Mirabeau! Mirabeau! brawo! brawo!
Nowoczesny Mirabeau kręci wąsiki, uśmiecha się wdzięcznie i widocznie jest bardzo z siebie zadowolony — chociaż prawił, a ściśle rzeczy bio-
Strona:Szymon Tokarzewski - Bez paszportu.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.