Jego głos drgał uczuciem, w jego słowach czuć było moc przekonania... Na licach wykwitły mu rumieńce, oczy zapłonęły od silnego wzruszenia.
Na sali zawrzało...
„Mirabeau“ spogląda przymrużonemi oczyma.
Sarkastyczny uśmiech wykrzywił mu usta.
— Ten pan odsłonił nam Psyche polską, — mówi, usiłując podniesionym głosem zapanować nad gwarem. — Dowiedzieliśmy się, że narodowcy swoje programy biorą z dzieł poetów.
— Uwieńczyć poetów różami i wyprowadzić ich za granice rzeczypospolitej — radzi Platon — popisując się ze swoją erudycyą, woła jedna z ciemno ubranych panienek, — jedna z takich, z których tworzą się falangi pseudo-mówczyń, pseudo — filantropek, pseudo-działaczek.
— Towarzyszu! odpowiedźcie temu panu! — woła kilka głosów naraz.
„Mirabeau“ lekceważąco potrząsa głową.
— Nie warto! wszak jesteśmy na zebraniu towarzyskiem, a nie na posiedzeniu partyjnem. Spotkamy się jeszcze nieraz i nieraz w czasie i miejscu odpowiedniem skrzyżujemy szpady z tym panem.
— W każdym czasie i miejscu służę — w stronę „Mirabeau“ skłonił się Julian. A zwracając się do swoich rzekł:
— Będę zawsze jednakowo mówił i utrzymy-
Strona:Szymon Tokarzewski - Bez paszportu.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.