wał, że rozpętali złe instynkta w duszach prostaczków. Poco ludowi obiecują, że „ziemia należeć będzie do tych, co ją orzą“? Poco ludowi obiecują gruszki na wierzbie, które jeszcze nigdy i nigdzie nie urodziły się i nie urodzą się nigdzie.
Młodzież dzieli się na grupy.
Przeważną większość stanowią „narodowcy“.
Po tych dwóch przemówieniach wiec przekształca się w bardzo ożywione zebranie towarzyskie.
Myśl moja tymczasem cofa się o lat dwadzieścia i biegnie na Leszno, do kamienicy „pod Jelonkiem“ — w pobliżu ulicy Solnej.
Tutaj w latach 1860 — 61 w mieszkanku Jana Kleczyńskiego[1] schodzili się jego koledzy ze Szkoły Realnej i na zebraniach swoich owi młodzieniaszkowie „poruszali z posad ziemię“, a „siły mierzyli na zamiary“.
I gospodarz mieszkania i jego koledzy przy patryotyzmie gorącym, przy entuzyastycznem umiłowaniu nauki, dobra i piękna — nie byli zasobni w grosze. Więc każdy z uczestników zebrań przynosił z sobą serdelki, bułki i t. p. wiktuały, które
- ↑ Późniejszy profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, już nieżyjący.