Strona:Szymon Tokarzewski - Na Sybirze.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

gali, lecz który bywał udziałem tylko wybranych, tylko uprzywilejowanych.
A chyba byłoby zbytecznem dodawać, że tymi wybranymi, tymi uprzywilejowanymi bywali przedewszystkiem ludzie bogaci, hojni, nie liczący się z groszem i z wydatkami.
Wbrew znanemu przysłowiu i u niewiast i przy kartach szczęście stale sprzyjało Włodzimierzowi Osipowiczowi.
Że on sam fortunie pomagał — to nie ulegało wątpliwości żadnej. Trzeba jednak wyznać: czynił to bardzo układnie, bardzo zręcznie.
Zresztą, któżby go na oszustwie przy kartach przyłapał!?... Włodzimierz Osipowicz przybywał i do kart zasiadał dopiero wówczas, kiedy cała kompania była już akuratnie podchmieloną, a partnerzy jego pijani, aż prawie do nieprzytomności.
Mademoiselle rada ze zdobycia słuchacza, który jej w niczem nie oponował, gadała, gadała bez wytchnienia, bez przerwy, gadała tem swobodniej, że wokoło bufetu zrobiła się już kompletna pustka; nikt nie żądał ani jadła, ani napitków, goście „francuskiej restauracyi”, użyli już wszystkiego do przesytu!
Niektórzy znużeni trunkiem, wyciągnięci na ławach spali; inni, wytrwalsi, albo też na ławach miejsca zdobyć nie mogący, drzemali, mając głowy oparte na stołach.
Z dalszych izb dochodził tupot pląsów naj-