nałem już czynić sobie gorzkie wyrzuty, żem przerwał chwilę wytchnienia temu człowiekowi, żem prawie zmusił go, aby do mnie przemówił...
Milczeliśmy obadwaj.
On tymczasem stał przedemną wysoki, szczupły, wyprostowany, z twarzą ogorzałą, słońcem i wichrami schłostaną, smętną, ascetyczną twarzą, w której paliły się, głęboko pod wyniosłem czołem osadzone czarne oczy, z wyrazem marzycielskim, bezbrzeżnie łagodnym i bezbrzeżnie smutnym...,
Długą chwilę trwało to, dla mnie nader kłopotliwe milczenie... on przerwał je wreszcie i wskazując na stado rzekł:
— Podobno, o ile słyszałem, kilka z tych koni jest przeznaczonych na sprzedaż... ale ja nie mógłbym panu wskazać, które mianowicie... Jeśliby więc pan potrzebował dokładnych informacyi, w tym względzie...
Roześmiałem się.
— Ależ ja wcale nie mam chęci, ani zamiaru, a tembardziej nie mam możności nabywania koni... Jestem człeczyna ubogi, co się zowie chudopachołek spacerujący i próżnujący dziś, z racyi odpustu w miejscowej cerkwi. U tutejszego notabla i bogacza Świetyłkina, obowiązki pisarza i rachmistrza spełniam czasowo, albowiem pozwalam sobie pocieszać się nadzieją, że prędzej, czy później a może... da
Strona:Szymon Tokarzewski - Na Sybirze.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.