Strona:Szymon Tokarzewski - Na Sybirze.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

Były to dłuższe lub krótsze etapy, względnie do widzimisię, lub do wyrachowań naczelnych władz, w ważniejszych syberyjskich miastach.
Więc i listy też długie odbywały wędrówki, w poszukiwaniu adresatów.
Otrzymawszy list z rąk komendanta Macenki, rozpieczętowałem go skwapliwie.
Byłem pewien, że ta, od paru miesięcy z upragnieniem oczekiwana misywa, zawiera wiadomości, o „naszej Marysieńce“.
I nie zawiodło mnie przeczucie.
Karol Bogdaszewski, nie szczędząc szczegółów, donosił nam o tej kobiecie, którą poznaliśmy w Tarze, dla której tak wielką, tak serdeczną powzięliśmy sympatyę.
Lekarz Murazow dobrą postawił dyagnozę.
„Nasza Marysieńka“ powoli... powoli... więdła, niby kwiat, mrozem zwarzony...
Zgasła, niby gwiazda, którą gromowe chmury przyćmiewają... aż zasłonią tak, że z przed wpatrzonych w nią oczu ludzkich znika na zawsze...
Nasza Marysieńka była wciąż nieprzytomna. Dopiero na chwilę przed zgonem, pojawił się u biedaczki leciuchny błysk świadomości...
Błagalnym gestem wychudłe rączyny wyciągnęła do braci wygnańców, którzy w ostatnich dniach jej życia czuwali nad nią bezustannie i, z wielkim wysiłkiem wyszeptała:
— Powiedzcie mu, że...