Strona:Szymon Tokarzewski - Na Sybirze.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

szy przedstawiciel władzy administracyjnej, czy też policyjnej nie zaglądał tutaj nigdy.
Ludzie rodzili się w Ołoneku niepożądani, nie witani radośnie — po krótkim zwykle, a zawsze marnym, och!... przemarnym żywocie schodzili z tego świata... nikt ich nie żałował, nikt się o nich nie troszczył... znikali, niby rośliny zjadliwe, szkodliwe i trujące...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Jedynym w Ołoneku przedstawicielem władzy administracyjnej (tytularnym, albowiem nigdy do niczego się nie wtrącał i żadnych obowiązków przywiązanych do swojego stanowiska nie spełniał) był starszyna[1] Iwan Tatarinow.
Ulokowałem się u niego, ponieważ „jemszczyk”, który mnie przywiózł do Ołoneku — usilnie i gorąco mi zalecał, abym zamieszkał u starszyny, on zaś sam na pół pijany, przywitał mię taką mniej więcej harangą:

— Widzisz, ty jesteś „politiczeskij prestupnik”, „ślachcic”, „poljak”... ty znaczysz tutaj tyle co nic... A ja przez wolę i łaskę miłościwego batiuszki cara (przy tych słowach pokłonił się nisko i uchylił bermycę), ja jestem najwyższy urzędnik w Ołoneku... Ja mogę ciebie

  1. Starszyna — to samo co u nas sołtys.