Zwłaszcza, jeśli zdarzyło się, żeśmy pomiędzy sobą rozmawiali nie po rosyjsku, wprost wpadali w furyę.
Dziś przecież wyjątkowo francuzczyzna Teodora Dostojewskiego przebrzmiała, nie zwracając uwagi, lub może była nam przebaczoną łaskawie.
Tylko aresztant Suszylow splunął przez zęby w naszą stronę i, obrzucając nas pogardliwem spojrzeniem, na całe gardło zaśpiewał:
„Pieter czres Maskwu prioł,
A tiepier wierjowki wjoł”.[1]
Zaledwie parę wybuchów śmiechu zawtórowało strofie urągliwej piosenki Suszylowa.
Ogólna uwaga zwróciła się ku nadchodzącym z miasta „kałasznicom”.
Nazywano kałasznicami dziewczęta, roznoszące „sajki”.
Dla wielu kobiet w Omsku wypiek tych pszennych bułeczek stanowił obfite źródło zysków, chociaż za sporą sajkę zaledwie pół kopiejki płacono.
Forteczni więźniowie masami kupowali sajki, chrupiące świeże pieczywo pochłaniając równie żarłocznie, jak pożądliwie wpatrując się
- ↑ „Piotr przez Moskwę pędzi
A teraz sznury kręci.“