w rumiane twarze i zgrabne postacie młodziutkich sprzedawczyń.
One też zalotnie i zachęcająco zerkały na lowelasów, z ogolonymi do połowy łbami, z piętnami wypalonemi na czole i policzkach, z kajdanami na nogach.
Gdziekolwiek poza obrębem ostrogu pracowali katorżnicy: w śródmieściu, czy na krańcach miasta, w cegielniach, w bałaganach, czy w kuźniach, czy przy naprawie gościńca po słotach jesiennych, lub po wiosennych roztopach, o każdej porze roku, w godzinach południowego odpoczynku, wszędzie i zawsze te dziewczyny z koszami bułeczek pojawiały się, witane burzliwemi manifestacyami radości, oraz dowcipkami sprośnymi.
I teraz zbliżające się sprzedawczynie bułeczek katorżnicy nawoływali wesoło:
— Czekunda! Maryaszka! Chawroszka! — my dawno już chcieli przetrzeć zęby sajkami. Czemu dziś przychodzicie tak późno?... gdzie wy się bałamuciły?
— Matuszkom my pomagały wysadzać z pieca sajki — odrzekły dziewczęta.
— Tak s?! bodaj was benderska zaraza wytłukła, jaka to prawda!
— Dzisz-go! będzie przeklinał! — z udanem oburzeniem odparły kałasznice, a Czekunda wyrzekła poważnie:
— Ja wam powiem prawdę. Prawda to
Strona:Szymon Tokarzewski - Na Sybirze.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.