z lekkim pluskiem irtyszowych fal splątane, wśród panującej naokół ciszy, rozbrzmiewały czysto, melodyjnie i bardzo wyraźnie.
— Freischütz! — zawołał Sergiusz Durow — a na tej operze byliśmy razem w Petersburgu. Pamiętacie, Teodorze Michałowiczu? — zapytał Dostojewskiego.
Ów uśmiechnął się melancholijnie i odrzekł:
— Pamiętam.
Westchnęli obadwaj...
Tymczasem łodzie nadpłynęły już wprost nas.
Katorżnicy odkryli głowy i frontem do rzeki stanęli wyprostowani, jak struny...
Konwojowi żołnierze sprezentowali broń.
W pierwszej z tych ukwiecionych łodzi, tej, z ponsowymi żaglami, pośród wojskowych i cywilnych dygnitarzy z Petersburga przybyłych i pośród notablów omskich, zasiadających na ławeczkach, dywanami okrytych, pierwsze miejsce zajmowała generałowa Schramowa[1].
Przy niej, z prawej strony siedział jakiś petersburski dygnitarz, — z lewej gubernator, kniaź Piotr Gorczakow.
I ta flotylla z girlandami zieleni i kwiecia, z barwnymi żaglami, z muzyką, — ta flotylla pełna wolnych, strojnych i niefrasobliwych ludzi, środkiem majestatycznej rzeki, przed na-
- ↑ Patrz:Siedem lat katorgi.