Nikt nie poszukiwał jego zwłok...
Wszelako burzliwy i niszczycielski żywioł tym razem okazał się miłosiernym: woda zwróciła ziemi ciało, aby spoczęło w poświęconej ziemi.
— Nu‘s i czemu stoicie, jak bałwany?... bodajbyście spłonęli od gorzały! — irytował się podoficer. — Andronik Onoprienko utopił się, wielka rzecz! To i czemuż z łodzi wyskakiwał, duracziszcze?
Skuratow z szeregu wystąpił naprzód i, zsunąwszy czapkę na tył głowy, rzekł:
— On-że biedaczek, Iwanie Matwieiczu, skoczył w rzekę, bo taki „prikaz“ od jenerała swego dostał.
To przemówienie Skuratowa wywołało podziw ogólny. Ten i ów chwiał głową, z niedowierzaniem, a podoficer zgromił karła.
— Łżesz, zarazo sybirska!
Karzeł obstawał przy swojem.
— Nie łgam. Iwanie Matwieiczu, czestnoje[1] słowo, nie łgam! Newalid i Gryszka i inne matrosy gadały o tem wczora, kiedyśmy pomagali im ładować na wozy popsute łodzie. Andronik Onoprienko, wiadomo, tłusty był, jak wół, a wielki i mocny jak niedźwiedź, tak i ciężki był okrutnie... A łódź z gubernatorem i z jenerałami była dziurawa... Tak, żeby ulżyć
- ↑ Czestnoje słowo: słowo honoru.