Pachołek spojrzał na mnie z podełba. Chciał coś rzec, otworzył usta, ale zmilczał.
Gdym tak stał przed nim, zły, bezradny, nie wiedzący co począć ze swoją osobą, mój głos podniesiony i gniewny wywabił gospodarza do przedsionka.
— Kłaniam się bardzo pokornie, o co to idzie — szeplenił dychawicznym głosem, a wysłuchawszy mojej skargi, rzekł:
— Przepraszam bardzo pokornie! wybaczcie, baryń, mój sługa was nie obraził, taki już jest obyczaj w tym moim francuskim restoranie.
— To niedorzeczny i uwłaczający gościom waszym obyczaj.
Gospodarz uśmiechał się chytrze, mrugając obrzękłemi powiekami i odpowiedział:
— Przepraszam bardzo pokornie, ale przecież każdy musi dbać o swoją kieszeń...
— Więc któż tu bywa u was? — krzyknąłem jacy ludzie? złodzieje, oszuści? uwolnieni katorżnicy?... przebrane brodiagi?
— Święty Innocenty Kulczycki, patronie cudotwórco! Baryń, co wy opowiadacie?... a! proszę pokornie. Sami czestni[1] ludzie przychodzą tu do tego mojego, francuskiego restoranu. Baryń! co wam skoczyło do głowy?! ot! nieszczęście! — biadał, załamując ręce.
- ↑ Czestni — honorowi.