Któréj pomyśléć nie śmiał: — jak te wieści
Przyjmie Medora? jak zniesie boleści?… —
Wtenczas — raz tylko wtenczas — z cichym jękiem
Porwał się z miejsca, i z kajdanów brzękiem
Wzniósł nagle ręce — jakby zerwać żądał
Więzy, na które z wściekłością poglądał. —
Lecz udał męztwo, czy się w nie uzbroił:
Zaśmiał się gorzko, i gniew uspokoił.
„Teraz niech przyjdą! — niech znajdą katusze
Gorsze! niech znajdą!… — Lecz odpocząć muszę.“ —
Rzekł, padł na loże, zamknął skrzące oko,
I co bądź marzy — znać że śpi głęboko.
Noc jeszcze — północ już była minęła,
Gdy pożar floty i bitwa się wszczęła.
Jak Konrad w planach, godna wodza rzesza
Skora w pełnieniu i w pracy pośpiesza.
Nie było złego, choć w tak krótkiéj chwili,
Coby go mogąc, wrogom nie zrobili.
W godzinie Konrad — korsarz na pokładzie,
Na lądzie rycerz, derwisz na biesiadzie,
Odkryty, blizki śmierci, ocalony.
Zwycięzca, tyran, zbawca, zwyciężony,
Jeniec, w kajdanach, jak zbrodzień po wojnie
Skazany na śmierć — i usnął spokojnie!
Śpi — uśmiech w ustach, łza lśni z pod powieki,
Oddycha lekko — oby spał na wieki! —