Nie, nie! śpiesz! — Moje męczarnie,
Choć straszne — skończą się w chwili;
Twoje — trwałyby bez końca:
Gdybyś mnie nędznéj obrońca,
Gniew Pana ściągnął na siebie:
I z tronu chwały na Niebie,
Jak ów, co w nasze rodzice
Tchnął żądzę wiedzy, wyzuty,
Z swéj Archanielskiéj stolice,
Spadł w kraj nieznanéj pokuty! —
Nie, nie! i tak już zbyt wiele
Ważyłeś dla mnie, Aniele!
Czas, bym ofiarą wzajemną,
Zrzekła się ciebie — dla ciebie! —
Uciekaj! nie płacz nade mną! —
Ach! nawet chciałbyś daremno!
Łzy, udział dzieci Adama,
Nie ulżą duchów rozpaczy. —
Uchodź! zapomnij więc raczéj
O téj, dla któréj śmierć sama,
Mniéj straszna, niż to rozstanie! —
Lecz uchodź, uchodź! nie zwlekaj!
Nie bacz łez moich! — uciekaj!
Bez ciebie, śmierć mi się stanie
Ulgą, nie karą.
Nie mów tego, Anah! —
Ojcze mój! Archaniele!
Czyż ten łagodny pokój na twém czele