Ta strona została skorygowana.
SCENA III.
CIŻ I BERTRAND.
(wchodzi, trzymając hełm w ręku)
(wchodzi, trzymając hełm w ręku)
Rajmund.
Patrz! Bertrand wraca! — Cóż to? z hełmem w dłoni?
Bertrand.
Dziwno wam, widzę, że wracam tak zbrojny.
Teobald.
Zkąd masz ten szyszak? — W spokojnéj ustroni,
Znakiem złéj wróżby zda się godło wojny.
(Joanna, która dotąd milcząc z obojętnością stała na stronie,
zbliża się nagle i słucha z uwagą).
zbliża się nagle i słucha z uwagą).
Bertrand.
Słuchajcie! jest w tém jakby trochę cudu.
Byłem w Vaucouleurs. — W mieście, na ulicy,
Na rynku, wszędzie tłum i ciżba ludu: —
Orleans bowiem napadli Anglicy,
I kto mógł ztamtąd ucieka w te strony.
Patrząc więc na nich, idę zamyślony;
Aż na zakręcie, zjawia się przede mną
Jakaś cyganka: urody z olbrzyma,
Czarna, okryta jakąś płachtą ciemną,
Idzie wprost do mnie, a hełm w ręku trzyma.