Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/480

Ta strona została skorygowana.
Król.

Dość już krwi płynęło!
Bóg snać swą rękę ociężył nade mną.
We wszystkich bitwach wojsko me pierzchnęło,
Najwaleczniéjsi zginęli daremno;
Parlament wyzuł mię z tronu; stolica
Z bezwstydną pompą święci tryumf wroga;
Najbliższy krewny — ha! własna rodzica,
Zguby méj pragną; lud przejęła trwoga.
Mam-liż krew jeszcze, jak próżną ofiarę,
Lać dla méj dumy? — Nie! ustąpmy raczéj.
Opór daremny! — Przejdźmy za Loarę,
Czekać i znosić, co nam Bóg przeznaczy.

Agnieszka.

Nie dopuść Boże! byś spełnił twe słowa,
Byś tak sam sobie i ojczyźnie skłamał! —
Nie! nie z twéj duszy pochodzi ta mowa,
Sprośny czyn matki twoję stałość złamał!
Lecz wiém, że męzka wnet wróci otucha,
I znów, jak puklerz, moc twojego ducha
Zastawisz losom.

Król (ponuro).

Nie! dłoń przeznaczenia
Widna w tém wszystkiém. — Bóg od mego domu
Twarz swą odwrócił; — matki złorzeczenia
Wzięły swój skutek! — Pasmo klęsk i sromu
Snuje się zdawna. — Ojciec mój w szaleństwie
Wiek skończył; bracia pomarli w lat kwiecie;